Nauczyciel a prawa ucznia

Wcześniej, na tej stronie usiłowaliśmy przedstawić, w oparciu o doniesienia medialne, jak postrzegany jest status nauczyciela w społeczeństwie. Teraz chcemy się odnieść do tak zwanych „praw ucznia”. Myślę, że podstawowym prawem ucznia jest prawo do rzetelnej edukacji. Prawa do tego daje mu społeczeństwo poprzez płacenie podatków. Winien mieć prawo i do tego, aby, dla osiągnięcia swoich celów życiowych, nie był zmuszany do kosztownych korepetycji. Dalej, zarówno jego rodzice jak i on winni mieć prawo do rzetelnej opieki i bezpieczeństwa w zakresie zajęć w szkole lub na imprezach z udziałem szkoły. Z drugiej strony, szkoła i nauczyciele winni mieć narzędzia pozwalające im na realizacje tych zadań. Spróbujemy nakreślić, jak to aktualnie się przedstawia. Dla tych, którzy odniosą się z politowaniem do naszych sugestii, jako że „szkoła była zawsze i nikt się nie rozczulał” pragniemy zwrócić uwagę, ze świat się zmienia i jeśli się nie chce pozostać w skansenie, to trzeba iść z postępem. A postęp ten, to w znaczącej części postęp materialno-organizacyjny.

Nie jesteśmy w stanie odnieść się do wszystkich spraw i wszystkich przedmiotów. Spróbujemy zająć się procesami wychowawczymi, bo to determinuje postęp organizacyjny. Z nauczanych przedmiotów zajmiemy się takim, który sprawia najwięcej kłopotów, to znaczy fizyką. Uzasadnienie jest proste. Jeszcze do niedawna przedstawiciele byłego MEN uważali fizykę za przedmiot marginalny. A przecież, po reformie systemu oświaty, przedmiot ten jest dobrze postrzegany przy staraniach o studia techniczne i ku zaskoczeniu wielu uczniów, ocena z fizyki jest uwzględniana w kryteriach naboru na studia medyczne.

Zacznijmy jednak od spraw wychowawczych. Oto, co znaleźliśmy w mediach.

Na początek wiele ciekawych uwag z artykułu Przemysława Kucharczyka (Onet, 18.01.2005).

„Roman Gawron z Krapkowic na Opolszczyźnie jest prywatnym przedsiębiorcą, ma dwóch synów. Choć sam nie jest nauczycielem, ma wśród nauczycieli wielu przyjaciół. Zresztą z wykształcenia jest rusycystą. – Zauważyłem, że moi znajomi nauczyciele, którzy mają po 10 i 15 lat doświadczenia i zawsze sobie z uczniami radzili, teraz nagle przestają sobie radzić. Mówią, że są porażająco bezradni, że kuratorium wszystkiego im zabrania, a uczniowi pozwala na wszystko. Gdyby tak uważało tylko paru spośród moich przyjaciół nauczycieli... Ale wszyscy?! Zaniepokoiło mnie to, więc jako ojciec zająłem się tym problemem – mówi. „

Nieco dalej:

„Nauczyciele z południowo-zachodnich polskich województw zgłaszali, że wizytatorzy z Kuratoriów Oświaty zabraniają im nawet zwrócenia uwagi uczniowi na forum klasy. Znam wielu wspaniałych i mądrych wizytatorów – zastrzega jednak Roman Gawron. – Jednak niektórzy z nich od dziesięciu lat nie mieli kontaktu z żywym uczniem. Tacy wizytatorzy nie mają pojęcia, jak dzisiaj wygląda szkoła – uważa”.

Dalej Autor pisze:

„W czasie zbierania materiału do tego tekstu, parę razy przecierałem oczy ze zdziwienia. Na stronie internetowej Macieja Osucha, wizytatora z Gliwic, przeczytałem takie zdania skierowane do nauczycieli: »…zdarza się w naszych szkołach nieraz, że zdesperowani uczniowie wulgarnie określą nauczyciela. Niektórzy w takich sytuacjach wręcz zastanawiają się, czy to było znieważenie, a nie adekwatne nazwanie podłego zachowania konkretnej osoby. Na szczęście to rzadkość. Przepraszam jeśli kogoś uraziłem« [www.maciekosuch.prv.pl].”
Jak to możliwe, że wizytator Kuratorium Oświaty uważa wulgarne określenie nauczyciela za „adekwatne”? – Nawet przestępcy nie można obrzucić wulgarnymi słowami. Jednak nauczyciela widać można, według wizytatora z Kuratorium Oświaty – komentuje nauczyciel z Rybnika.
Roman Gawron doszedł do wniosku, że dzisiejsza polska szkoła psuje dzieci rodzicom. Między innymi dlatego, że akcentuje wyższość praw ucznia nad jego obowiązkami.   W jednej ze szkół w Warszawie na Bielanach wdrożono program, którego zadaniem było poinformowanie dzieci o ich prawach i o molestowaniu seksualnym. Organizatorzy tej akcji kierowali się szlachetnymi intencjami – mówi. – Jednak akcja ta przyniosła niespodziewane efekty: dzieci zaczęły straszyć swoich rodziców. Jeden z ojców skarżył się później: „Wysyłałem córkę na angielski, a ona na to: nie masz prawa mi rozkazywać, i straszy mnie niebieską linią”.

I dalej:

„Na kolejny, może jeszcze większy problem zwraca uwagę nauczyciel Włodzimierz Zielicz. Chodzi o uczniów, którzy zagrażają innym uczniom. – Nieraz taki uczeń spóźnia się i przeszkadza: więc zabiera prawo do nauki kolegom. Albo jeszcze gorzej: prześladuje i dręczy kolegów i koleżanki. I nic nie można z nim zrobić – mówi. – Nie można go nawet wyrzucić ze szkoły. A jeśli już, to szkoła musi mu znaleźć inną szkołę. Dyrektorzy szkół wymieniają się więc agresywnymi uczniami na zasadzie: »ja tobie dam ucznia z piętnastoma wyrokami, a w zamian przyjmę od ciebie takiego z dziesięcioma wyrokami« – mówi Zielicz.
Krystyna Łybacka, do niedawna SLD-owski minister Edukacji Narodowej, odebrała dyrektorom szkół nawet prawo do zawieszenia w prawach ucznia. Dzisiaj nie wolno więc odebrać prawa chodzenia do szkoły nawet uczniowi niebezpiecznemu dla otoczenia. – Dopóki taki uczeń kogoś nie zabije, może chodzić na lekcje”.

I dalej:

„Włodzimierz Zielicz ubolewa, że w Polsce jest tendencja do myślenia o wszystkich uczniach w kategoriach: »te biedne dzieci«. – Tymczasem niektórzy z uczniów to żadne dzieci, tylko prawie dorośli, całkowicie zdemoralizowani bandyci. Niejeden przychodzi do szkoły wyłącznie po to, żeby znaleźć się wśród tych trzystu ofiar podarowanych mu przez państwo.”

Autor przytacza głos i tych, co rządzą:

„Ewa Halska, koordynator ds. przestrzegania praw ucznia w Kuratorium Oświaty w Opolu, uważa inaczej: – Każdy człowiek bywa czasami agresywny, a mimo to wciąż ma swoje prawa. Na tej podstawie, że uczniowi zdarzy się niewłaściwie zachować, nie można wysnuć wniosku, że prawa ucznia nie powinny być wobec niego przestrzegane – przekonuje. Według niej, wystarczającym lekarstwem na szkolne problemy z agresywnymi uczniami jest tzw. statut szkoły. – Zasady współżycia społecznego w szkole powinny być w nim sprecyzowane i zapisane. Problem polega na tym, że w szkołach często jest tak: jeden nauczyciel egzekwuje zapisy ze statutu szkoły, inny robi to połowicznie, a kolejny wcale. Jeśli wszyscy nauczyciele przestrzegają i egzekwują te reguły, to w szkole nie dochodzi do zbyt wielu konfliktów – uważa”.

Tak, więc wszyscy dobrzy poza nauczycielami. Pani Halska zapomniała tylko dodać, że statut zatwierdza Kuratorium.

Wydaje się, że uniemożliwienie nauczycielom użycia siły wobec ucznia w sytuacjach krytycznych było już wielkim błędem. Przecież w prawie istnieje instytucja obrony koniecznej, a nauczyciel w szkole jest prawnym opiekunem przebywającego tam dziecka i powinien je móc bronić jak własne. Nasi „poprawiacze”, jak widać z powyższego, posuwają się jeszcze dalej. To nowe pomysły z ograniczeniem praw rodziców (pod hasłem „przemocy w rodzinie” ) stanowią zagrożenie nie tylko dla dzieci, ale też ich rodziców.

Teraz krótko odnieśmy się do edukacji przykładowego przedmiotu - fizyki. Te sprawy najlepiej widać z poziomu szkoły wyższej. Na ogól uwagi w tym zakresie dotyczą wielu przedmiotów. Ale jest ciekawa wypowiedź w sprawie fizyki, autorstwa chemika, nieżyjącego już pracownika naukowego Politechniki Wrocławskiej Karola Pesza, (Forum Akademickie 1/2001). Wypowiedź pokrywa się z odczuciami zainteresowanych tym tematem pracowników naukowych, zwłaszcza tych, którzy pracują na wyższych uczelniach technicznych:

„Fizyce towarzyszy atmosfera absurdu. Farsa »nauczania« nie uwydatnia się chyba w żadnym innym przedmiocie tak silnie, jak w fizyce. Ten stan schizofrenii podtrzymywany jest usilnie przez wszystkich zainteresowanych: szkoły i uczniów, uczelnie i studentów, a przede wszystkim przez... samych fizyków”.

„Programy nauczania rozmijają się z rzeczywistością świata materialnego i poziomu intelektualnego uczniów i nauczycieli, kompletna ignorancja nagradzana jest lipnymi ocenami pozytywnymi, quasi wiedza o materii skłania do ucieczki w światy wyimaginowane. Zastraszająco często »proces nauczania« jest jedynie proliferacją ignorancji.”

„Na moje ustawiczne, negatywne komentarze dotyczące bezsensu »uczenia się wzorów na pamięć« pewna studentka rozpłakała się: – Myśli pan, że to takie proste? Jeśli człowiek jest przyzwyczajany przez całe życie do tego, żeby, nie rozumiejąc, jak najszybciej zakuć na pamięć ileś tam informacji – a pan chce, żeby w ciągu trzech miesięcy przestawić się na rozumienie tego, co jest w książce – to myśli pan, że to takie proste? Nie, ja nie mogę. I widzę, że oni nie mogą. Mają już 20 lat. Są tak głęboko zmienieni mentalnie, że nie znajdę już z nimi wspólnego języka.”

„Tych młodych ludzi oszukano. Bezwartościowa matura, uzyskana dzięki niewychylaniu się, brak egzaminu na »wyższą uczelnię« i – voilá! – mamy tysiące studentów, którzy po ukończeniu »studiów« dalej będą mieli elementarne kłopoty z czytaniem, pisaniem i ułamkami. I nie będą ani w ząb rozumieć świata zjawisk fizycznych. Dalej będzie można im wmawiać, że istnieją »pola morfogenetyczne«, gwiazdy mają wpływ na to, czy uda im się bez wpadki kupić kradziony samochód, a znani naciągacze myślami są zdolni wykrzywiać łyżeczki.”

Abstrahując od innych, zawartych w artykule treści, warto zastanowić się nad następującymi:

  1. „Programy nauczania rozmijają się z rzeczywistością świata materialnego i poziomu intelektualnego uczniów i nauczycieli”. Byłoby bardzo ciekawe stwierdzenie, ilu nauczycieli uważa, że liczba godzin fizyki w siatce nauczania jest wystarczająca do realizacji programu fizyki. I nie jest ważne jak uczą, ale jakie są wymierne rezultaty ich pracy.

  2. Uczenie fizyki na pamięć, bez zrozumienia. Nauczyciel podyktował treść lekcji do zeszytów i tak ma być nauczone. Zrozumienie tego, co napisano nie jest istotne. Potem przychodzi „wstrząs” na uczelni: nauczyłem się na pamięć dziewięćset wzorów i dostałem dwóję na egzaminie!”. Tak, bo nie o to chodzi. Nauczanie fizyki to nie wyuczenie wierszyków.

Cytowany Autor nie poruszył bardzo istotnej sprawy – niemożliwości nauczania fizyki czysto abstrakcyjnie, bez oglądania zjawisk w postaci naturalnej czy też pokazów, co w wielu szkołach, oględnie mówiąc, kuleje. Formalnie tok nauczania przewiduje takie zajęcia, jednak są one od wielu lat ograniczane i spychane na margines. W zrozumieniu fizyki ogromna rolę odgrywa wyrobiona wyobraźnia. Jeśli się tego nie osiągnie dostatecznie wcześnie, potem dla wielu uczniów może to okazać się poważną, a czasem nie do przejścia, barierą.

Można zatem twierdzić, że i w tym zakresie prawa ucznia i jego rodziców do właściwego toku nauczania bywają naruszane. Zapewne tak jest i w stosunku do innych przedmiotów.

Zatem jeśli mówimy o prawach ucznia, rozważajmy je kompleksowo.

Obserwator