Nauczyciel dzisiaj „chłopcem na kobiercu”.

Wiadomo, kim byli i jaką funkcję spełniali „chłopcy na kobiercu”. Dostawali lanie za grzeszki swoich, lepiej urodzonych, rówieśników. Wydaje się, że w Polsce, w stosunku do zawodu nauczyciela, powtórzyła się ta średniowieczna instytucja.

Nauczyciele są w potrzasku pomiędzy biurokratycznymi strukturami systemu oświaty, samorządami, manipulacjami polityków a oczekiwaniami rodziców edukowanych przez nich dzieci. Rodziców, którzy w znakomitej większości reprezentują postawy wykazujące dużą naiwność i brak rozeznania problemu, a czasami i złą wolę. Nie chce tu przedstawiać własnych poglądów. Niech o temacie świadczy garść cytatów zaczerpnięta z dyskusji internetowych.

Onet, 2005-02-01

„Masz prawie 3 miechy wakacji ? To zamknij twarz !!! Nauczyciele się niczym nie przejmują, zero odpowiedzialności. Ja jak zabiję pacjenta to idę siedzieć, a nauczyciela nikt nie rozliczy czy uczeń umie czytać i czy nie nabawił się nerwicy. Na studiach też się nie przemęczacie, i mało tego, nauczycielem zostaje byle kto, wystarczy tylko zdać śmiesznie prosty egzamin. Są w waszych szeregach ludzie, którzy ewidentnie nienawidzą dzieci a nawet psychopaci. Nadal czujesz się uciśniony ? To rusz tyłek i popracuj za 824 złote, po 12 godzin i w nocy- może ci się pogląd zmieni !!!”

Onet, 2005-02-01

„Nie ma w Polsce drugiej tak uprzywilejowanej grupy zawodowej jak NAUCZYCIELE. Są praktycznie niezwalnialni, nie przepracowują się i są absolutnie wyjątkowo chronieni przez ustawodawstwo prawne. Stąd ich buta i przekonanie o własnej wyjątkowości i etosie ich zawodu”

Onet, 2005-02-01

„Dawniej jak ktoś nie nadawał się na konkretne studia to go dawali do Studium Nauczycielskiego. Po 2 latach produkowano w ten sposób nauczyciela”.

Onet, 2005-02-01

„Kochani nauczyciele zjadają nam przeszło połowę budżetu gminy. I bardzo ciężko się z nimi rozstać. Co drugi to związkowiec albo chory zawodowo. Obłęd”.

Onet 2005-01-11

Tutaj pokazano zestaw pytań niejako podsumowujących pogląd na pracę nauczycieli.

Kilka pytań

Dlaczego oceny na świadectwach nie zawsze są odzwierciedleniem wiedzy uczniów? Dlaczego uczniowie i rodzice są traktowani w szkole publicznej przedmiotowo?
Dlaczego niektórzy nauczyciele doprowadzają do tego, że uczniowie zaczynają nienawidzić ich samych, uczonego przez nich przedmiotu, szkoły? Dlaczego doprowadzają swoim postępowaniem do nerwic, agresji a nawet samobójstw? O zgrozo, często robią to w dobrej wierze. Podobno są to dobrzy nauczyciele, a przynajmniej tak są oceniani.
Dlaczego coraz częściej bulwersują nas informacje, że wśród nauczycieli znajdują się ludzie nieudolni, nieuczciwi, podli, pedofile, chorzy psychicznie, rozprowadzający narkotyki? Dlaczego nie zauważyły tego wcześniej szanowne grona pedagogiczne, dyrektorzy, kuratoria, organy założycielskie?
Dlaczego utrzymując szkoły publiczne (płacąc różnego rodzaju podatki) mamy tak mały wpływ na to, co za te pieniądze otrzymujemy?
Dlaczego głos tych, którym rzeczywiście zależy na jakości nauczania jest tak słaby, i nikt się właściwie z nim nie liczy?  
Dlaczego istniejące Rady Szkoły, i Rady Rodziców w większości działają jak dawne Komitety Rodzicielskie, zajmując się głównie zbieraniem składek i wręczaniem kwiatów?
Dlaczego większość uczniów i ich rodziców nie zna Statutu Szkoły? Nie zna go też spora część nauczycieli, ale po co? Przecież to oni są `panem i prawem'.
Dlaczego w większości szkół publicznych rodzice nie brali udziału w opracowywaniu statutu, zasad oceniania, nie opiniowali Programu Wychowawczego szkoły?

Dlaczego w większości szkół publicznych rodzice nie biorą udziału w opiniowaniu pracy szkoły, dyrektora, nauczyciela?  
Dlaczego w Radach Pedagogicznych nie biorą udziału przedstawiciele rodziców, samorządów uczniowskich?  
Dlaczego Rady Szkół, Rady Rodziców nie występują o dokonanie oceny pracy szkoły czy nauczyciela?  
Dlaczego w tak wielu szkołach prawa ucznia to fikcja? W ilu placówkach poważnie są traktowane Samorządy Uczniowskie?”

Pytania te kieruje bezimienny dyskutant do nauczycieli i częściowo dyrekcji szkół. Z treści wielu pytań przebijają tematy inspirowane przez media. Nie da się ukryć, ze nasze społeczeństwo jest co najmniej w części medialne. I to media lansują nowe poglądy i nowe prądy w edukacji i wychowaniu. Ale nie tylko takie informacje się pojawiają.
”Gazeta Wyborcza: Rodzice maturzystów muszą fundować szkole prezenty: magnetowidy, rzutniki, komputery”. Ta sama Gazeta z innej beczki „Wobec dzieci pozwalamy sobie na to, czego nigdy nie zrobilibyśmy dorosłym: bijemy, wyśmiewamy i wyzywamy. Psychologowie natomiast alarmują, że w ten sposób niszczymy ich osobowość. Organizacje zajmujące się dziećmi wyróżniają cztery formy krzywdzenia: przemoc fizyczną, przemoc emocjonalną, zaniedbanie podstawowych potrzeb dziecka oraz wykorzystywanie seksualne. Wiele z powszechnie stosowanych metod wychowawczych nosi znamiona przestępstwa. Obyczaj mówi jednak, ze takie czyny jak bicie, wyzwiska, groźby czy ograniczenie wolności przez zamykanie w domu, jeśli są popełniane przez rodziców lub wychowawców i maja służyć wychowaniu dziecka nie są przestępstwem”.

Spróbujmy dokonać analizy przebogatej treści zawartej w tym fragmencie.

„Wobec dzieci pozwalamy sobie”- kto? My. My to mogą być rodzice, wychowawcy, koledzy, otoczenie. „Gazeta” już tego ani różnicuje, ani wartościuje. Domyślamy się że chodzi o rodziców i nauczycieli.

Ostatnio jednak pojawiły się i inne tony.

Onet 2005-01-11

Pisze Alicja Dołowska
„U progu roku szkolnego warto się zastanowić, jaka jest polska szkoła. Na ogół myślimy o jakości i przydatności wkładanej do głów młodzieży wiedzy. O podręcznikach, wykształceniu nauczycieli i liczbie komputerów w pracowniach. Tymczasem problemem numer jeden uczniów i nauczycieli jest to, że szkoła nie jest bezpieczna. Najpoważniejsze problemy wychowawcze występują w gimnazjach. Wkradły się do szkoły wszystkie nieszczęścia życia dorosłych i wszystkie patologie. Nieuchronnie. Nie wiem, czy świat się przed tym obroni - zastanawia się Stefan Kubowicz, szef Krajowej Sekcji Oświaty i Wychowania NSZZ Solidarność. - Szkoła nie jest przecież samotną wyspą. Na szczęście nie jest u nas jeszcze tak, jak w Stanach Zjednoczonych, gdzie wokół szkół wycina się nawet krzewy, by nie mógł się w nich skryć bandyta; uczeń nie strzela do ucznia”

AleMyślę, że nauczyciele boją się lub wstydzą powiedzieć o tych problemach. A nawet jeśli powiedzą, to nie otrzymują pomocy. To niezrozumiałe. Dyrektor szkoły jako pierwszy nadzór pedagogiczny powinien pomóc i nauczycielowi, i młodzieży" - mówi w "Gazecie Wyborczej" Sławomir Broniarz, prezes ZNP”.

Ze swej strony sądzę, że obciążanie w całości środowiska nauczycielskiego za to, co się dzieje złego w oświacie stanowi jeden ze sposobów, aby uśpić czujność rodziców i zaoszczędzić potrzebne w tym zakresie środki finansowe. I to działa. Cytuje jeden z głosów w dyskusji (Onet, 09.11.2004):”Zabawa przekraczająca normę to wina nauczycieli. Nie wiedzą, co się dzieje w szkole, o patologii nie informują rodziców, a sami smarkacze wywołują agresje, która przemienia się w późniejszym okresie (nie waham się użyć tego słowa), w bandytyzm”.

Powyższe cytaty powinny uwypuklić jeden problem. Nie ma tu mowy o edukacji i jej poziomie a wyłącznie o wychowawczej roli szkoły. I tu większość dyskutantów nie wie albo nie chce znać faktów dotyczących aktualnych warunków pracy nauczycieli. Apeluję więc do zainteresowanych o zamieszczenie swoich uwag. Dobrze byłoby przypomnieć i trochę historii choćby z tych lat kiedy Makarenko był autorytetem pedagogicznym i jak wtedy wdrażano jego „pedagogikę”.

Były nauczyciel

Nawiązując do Makarenki, można postawić tezę, że sukcesem Jego i naśladowców było wychowanie pokoleń z dużą zawartoscia osobników, nazwanych później przez ks. Prof. J.Tischnera „homo sovieticus”. Wydaje mi się, ze i wśród obecnie działających pedagogów (nie wyłączając kolejnych Ministrów Edukacji Narodowej, kuratorów, dyrektorów szkół do nauczycieli) występują reminiscencje takiego podejścia do powszechnej edukacji. W ten sposób mielibyśmy problem może nie najlepiej rozeznany, ale skłaniający do dyskusji.